Dojechałyśmy w nocy. Z lotniska odebrało nas 2-ch taksówkarzy. Po godzinnej jeździe trafiłyśmy do hostelu.
Nowy dzień zaczęłyśmy od drinków w barze (przynajmniej Ania z Igą). Po dobrym śniadanku udałyśmy się na poszukiwanie banku. Po kilku nieudanych próbach (odsyłano nas dalej) trafiłyśmy do Bank of China, gdzie Paula wynegocjowała dla nas korzystny kurs i wymieniła kasę dla wszystkich.
Z gotówką udałyśmy się na miasto. Zaliczyłyśmy chiński supermarket (ze wszystkim) i kawę a Mc’Donaldzie. Wychodzi na to że codziennie jesteśmy w Mc na kawie, bo Chińczycy nie mają zwyczaju jej pijać. Idą dalej trafiłyśmy do herbacianej dzielnicy. W drewnianych zabudowaniach jedna obok drugiej znajdowały się herbaciarnie. Zagubiłyśmy się w klimatycznych uliczkach, podziwiając architekturę. Budynki były przyozdobione czerwonymi lampionami i kolorowymi światełkami. Obiecałyśmy sobie, że w czasie naszego pobytu w Chengdu wrócimy tu jeszcze na tradycyjną chińską herbatkę.