Dzisiaj wyruszyłyśmy do Shaolin. Wzięłyśmy busa z hotelu z kierowcą, który oczywiście nie mówił po angielsku. Miałyśmy jechać w piątkę 6-cio osobowym minibusem. Na trzecim skrzyżowaniu dosiadło się do nas czworo Chińczyków (niespodziewanie dla nas, kierowca nie był tym faktem zdziwiony) Młoda Chinka przedstawiła się jako przewodniczka, poza tym niewiele potrafiła powiedzieć po angielsku. Chińczycy zaczęli śpiewać chińskie piosenki. I tak w wesołej kompanii wyjechaliśmy z Luoyang. Po godzinie drogi okazało się, że nie możemy jechać dalej, gdyż zatrzymał nas wojsko. Kierowca zawrócił, zapalił papierosa, chwycił komórkę, rozpędził się i przejechaliśmy koło żandarmów. Ujechaliśmy niedaleko, tym razem zatrzymała nas 3-metrowa warstwa gruzu zalegająca na ulicy. Tego już nie dało się staranować. Kierowca został, my poszłyśmy piechotą. Nasza przedsiębiorcza przewodniczka zorganizowała samochód osobowy, do którego w piątkę wsiadłyśmy i za chwilę już byłyśmy w Shaolin.
Najpierw skierowałyśmy się do świątyni. Shaolin to cały kompleks świątyń + szkoła z internatem dla adeptów sztuk walki. Zachwyciły nas posągi buddy w różnych wcieleniach w każdym zakamarku zabudowań świątynnych. Adepci ćwiczą pomiędzy zwiedzającymi, na ulicach, parkach i ogromnych boiskach. Różne grupy wiekowe razem. Spotkałyśmy też pana z Sopotu, który już po raz kolejny przyjechał do Shaolin pokontemplować i poćwiczyć pod okiem mistrzów kung-fu. Obejrzałyśmy też komercyjny pokaz sztuk walki w wykonaniu mnichów obejmujący poza akrobatyką, łamanie sztyletów na głowie tudzież gięcie bambusowych włóczni zakończonych ostrzami szyją. Największe wrażanie zrobili na nas mali chłopcy, którzy są tam niesamowicie wyćwiczeni. Jedno z ćwiczeń obejmuje zwisanie głową w dół na poręczy. Obok jest zawieszone wiadro i trzeba tyle razy się poddźwignąć aby w całości napełnić je za pomocą trzymanego w ręce kubka wodą z drugiego wiadra, które stoi na ziemi. Chłopców i młodzieńców jest tam z 1000. Czułyśmy się jak w mrowisku. Wszyscy jednakowo ubrani i ogoleni. Wyróżniają się tylko mistrzowie buddyjskich szatach i turyści, którzy przyjeżdżają tam aby pomieszkać i poćwiczyć.