W końcu wybrałyśmy się do Zakazanego Miasta, na które miałyśmy od samego początku chrapkę. Paula sprintem pobiegła do Mauzoleum "Wujka" Mao, żeby zobaczyć jego rozkładające się cielsko. Wizyta trwała aż 15 sek!!! Zero zdjęć, zero plecaków, zero ubra...a nie ubranie można było wnieść na sobie.
Oczywiście się pogubiłyśmy, ale szczęśliwie przy pomocy technologii w postaci sms spotkałyśmy się na dziedzińcu ZM, które nas oczarowało. Dodatkowo załapałyśmy się na koncert mniejszości etnicznej która przybyła z wycieczką -> kolorowe panie w strojach (fot) Podziwiałyśmy bogato zdobione stroje i okrycia głów tych starszych miłych pań. ZM kryje wiele zakamarków, których w ciągu dnia nie sposób było odkryć. Zwiedziłyśmy muzeum porcelany i kaligrafii, podziwiałyśmy ogród wewnątrz zabudowań cesarskich oraz misternie zdobione budynki świty cesarskiej. Panoramę ZM podziwiałyśmy ze wzgórza Parku ze złotym buddą w centrum, któremu niektórzy pielgrzymi oddawali pokłony i palili świece. A my goniłyśmy wzrokiem mniszka, który nie chciał się modlić, a jedynie w głowie była mu zabawa w postaci zsuwającego się po poręczy schodów. Na tarasie była możliwość sfotografowania się w tradycyjnym chińskim stroju, z którego namiętnie korzystały młode Chinki turystki. Czyżby nowa moda czy może sentyment za przeszłością i tradycją?
Mając dość wrażeń i opuchnięte kostki udałyśmy się na małe co-nie-co. Trafiłyśmy na targ przy handlowej ulicy.WANG FU JIN.... oświetlonej niczym poznański rynek w Boże Narodzenie. Tam doznałyśmy szoku kulinarno-kulturowego - można było zjeść dosłownie WSZYSTKO od zwykłej wieprzowiny poprzez owoce morza i węże a niestety nawet psa. My zaspokoiłyśmy głód tradycyjnymi pierożkami. Iga Ania i Paula i Magda (1 kęs) testowały smak grillowanego na patyku WĘŻA. Smakował jak...kalmary. Był całkiem smaczny.
Po uczcie na targu resztę wieczoru spędziłyśmy na tzw shoppingu buszując w sklepach z herbatami, jedwabiami i pałeczkami m.in.
W nocy wróciłyśmy zmęczone do hostelu aby spakować manatki i rano wyruszyć w dalszą drogę do ... Luoyang.