Tuż po przyjeździe Chińczycy nas nie miło rozczarowali zamykając nam dostęp do blogera. Szkoda, bo ludzie poznani na lotniskach i w samolotach na trasie nie będą mieć z nami kontaktu... Tak czy siak pozdrawiamy załogę AeroSvit która była bardzo przyjazna. Podróż upłynęła nam dobrze z lekkim opóźnieniem w Kijowie. Do Pekinu dotarłyśmy o 5.30.
Na lotnisko miał podjechać do nas taksówkarz z hostelu, jednak trwa przebudowa i nie dojechał. Postanowiłyśmy wziąć taksówkę. Jednak z powodu tego, że takowej nie było szukając metra wsiadłyśmy w autobus. Metodą polsko-chińsko-obrazkową dogadałyśmy się, że wysiądziemy w pobliżu hostelu. Jednak okazuje się, że "w pobliżu" ma różne znaczenie w Polsce i Chinach i tak wysiadłyśmy poza naszą mapą Pekinu. Po wyjściu z autobusu rikszarka chciała wziąć nas i nasze bagaże na jeden nazwijmy to "wózek". Po naszych odmowach i ucieczce, Pani nas dogoniła z kolegą, który zaoferował nam rozlatujący samochód. Postanowiłyśmy uciec poza pole widoczności i wtedy spokojnie przestudiować mapę orientując się w chińskich krzaczko-krzewach.
Z pomocą przechodnia, który nie mówił ani słowa po angielsku a cały czas nawijał po chińsku wsiadłyśmy w odpowiedni autobus, bo nas do niego zaprowadził i wsadził oraz przekazał bileterce gdzie mamy wysiąść. Tym sposobem przed południem ulokowałyśmy się w naszym hostelu, który jest położony w klimatycznej dzielnicy hutongów przy placu Tian'anmen.
Po krótkim odpoczynku wybrałyśmy się na zwiedzanie okolicy, placu Tian'anmen i mauzoleum Mao. Towarzyszyły nam tabuny Chińczyków, ponieważ dziś kończy si,ę Ich tygodniowe, narodowe święto. Z tego powodu też plac Tian'anmen i Mauzoleum są pięknie przyozdobione kwiatami, a Chińczycy paradują w flagami i elektronicznymi gadżetami. My robiłyśmy zdjęcia obiektom natomiast Chińczycy robili zdjęcia nam a co odważniejsi z nami :-)
Byłyśmy też na smakowitych pierogach, które Chińczycy przyrządzają na milion sposobów. W ogóle jedzenia jest tu pełno o każdej porze i na każdym kroku coś pichcą, gotują, smażą no i oczywiście jedzą, mlaskają i plują pod nogi.
Zachwyciła nas Ich pomysłowość wykorzystania roweru na którym przewożą wszystko. Rowery też funkcjonują w formie przenośnych sklepów.
Zauważyłyśmy też, że przepisy ruchu drogowego tu nie obowiązują. Chińczyk nie patrzy czy jest zielone czy czerwone światło po prostu idzie, jedzie, krzyczy i trąbi.
Jutro spotykamy się ze znajomym z CouchSurfingu, który oprowadzi nas po mieście a przede wszystkim (mamy nadzieję) pomoże kupić bilety na pociąg do kolejnego miasta.